sobota, 24 maja 2014

21.05.2014r.

W ciemnościach wsłuchuję się w tykający zegar na ścianie. Znów wykręcili mi korki. Dzieci śpią spokojnie. Dobrze, że rano szybko robi się jasno i nie potrzeba światła, aby przygotować chłopców do szkoły. Jestem zmęczona. Dziś przed przyjazdem nauczyciela, z Krystkiem byłam po gałęzie na opał. Po południu miałam wizytę straży leśnej. Ktoś doniósł, że kradnę drewno. Co za rodzina, nie mają odrobiny współczucia! Najpierw okradli mnie z opału, a teraz skarżą! Pan ze straży nie znalazł podstaw, aby mnie ukarać, a nawet pozwolił zbierać chrust, bo to tylko patyczki, ale czułam się niekomfortowo. Nie dość, że przepili podarowaną nam żywność, to odzierają z godności! Choć nieraz jest mi ciężko, to dla dzieci będę silna, niech mnie zawsze widzą uśmiechniętą!
Zegar tyka, patrzę w okno, noc nie jest bardzo ciemna. Chciałabym pospać, może dziś się uda. Jednego zamknęli, to teraz drugi, braciszek, obija się pijany po ścianach, przewraca butelki, słyszę odgłos deptanych puszek po piwie... Oby do rana, może jutro będzie lepszy dzień!

20.05.2014r.

Inaczej wyobrażałam sobie spokojne życie. Do niedawna myślałam, że będę korzystać z życia jak każdy normalny człowiek. A tymczasem godzinami wpatruję się w sufit, każdy dźwięk, nawet cichutki, słyszę ze zdwojoną siłą, kłopoty ze snem nasilają się z dnia na dzień, euforia na przemian z przygnębieniem. Wiem, że potrzebuję czasu, aby uporać się sama z sobą, tylko od czego zacząć? 
Nie żałuję ani jednego słowa, gdybym miała zeznawać jeszcze raz, dołożyłabym więcej szczegółów. Sam jest sobie winien, nigdy nie myślał o tym, co czuję, jak bardzo mnie krzywdzi... Będzie miał czas na przemyślenia. Nie sądzę jednak, aby potrafił wyciągnąć jakiekolwiek wnioski, ale to nie mój problem. Najważniejsze, że najbliższe dwa miesiące nie będziemy go oglądać! A chłopcy nigdy nie byli tacy spokojni, jak teraz!

17.05.2014r.

Dziś pół dnia przepłakałam, dużo rozmyślam i zrozumiałam, że jego rodzina nie da mi spokoju. Znowu wykręcili mi korki od prądu, na wycieraczkę podłożyli zabitego ptaka w reklamówce. Gdy chcę wyjść z domu, to ze stresu trzęsę się i pocę. Śmieją się ze mnie, wieczorem chodzą pod oknem. Modlę się co dzień, aby jak najszybciej wyremontowali to mieszkanie, bo teraz problem jest w otoczeniu. Tu mieszkają jego trzej bracia i trzy siostry ze swoimi rodzinami, to spora gromadka. Ja jestem sama. W razie, gdyby mi się coś stało, to nikt by mi nie pomógł. Możemy liczyć tylko na siebie. Nawet dzieci są szykanowane - Szymuś płakał, że pan z góry (chodzi o sąsiada mieszkającego nad nami) przebił mu piłkę, a on uwielbiał grać. Komentarz jest tu zbędny. To nie są normalni ludzie. Nie chcę nawet myśleć, do czego się jeszcze posuną. Wciąż pytam Boga, dlaczego oni mnie tak nienawidzą? Przecież nic im nie zrobiłam...

16.05.2014r.

Mija czwarty dzień ciszy, dzieci są spokojniejsze, nie pytają o ojca. Gdy był, to modliłam się, aby go w końcu zamknęli, że będę mogła swobodnie poruszać się po domu, wyjdę na spacer, ale tak nie jest. Nie potrafię odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Choć cieszę się, że wreszcie odpowie za moje cierpienie, za wiele lat katorgi, to jednak mam poczucie winy, wstydu przed ludźmi. Patrzę zza firanki na sąsiadów i zastanawiam się, co o mnie myślą, czy mi współczują, czy obarczają winą. Sama nie wiem, co myśleć, jak się zachować, czy wyjść, czy lepiej nie. Jestem zbyt wrażliwa, za bardzo się wszystkim przejmuję. Chciałabym móc wyrobić w sobie większe poczucie własnej wartości, bardziej w siebie uwierzyć. To trudne po wielu latach niskiej samooceny. Dzieciom tłumaczę, że zawsze trzeba być sobą, żeby swoim zachowaniem nie krzywdzić drugiej osoby - a ja jestem sobą tylko wewnątrz, ale okazać tego nie potrafię. 

czwartek, 15 maja 2014

14.05.2014r.

Podobno po burzy zawsze wychodzi słońce. Może ta burza w moim życiu w pewnym stopniu mi pomoże, choć niezamierzona, to myślę, że popchnie do przodu sprawę związaną z otrzymaniem mieszkania. Ale do rzeczy, bo nie wiecie, co oznacza ten wstęp.
Mąż od trzech dni jest w areszcie, znów mnie pobił. Jestem w fatalnej kondycji fizycznej i psychicznej. Dużo się działo, zrobienie obdukcji, długie, wyczerpujące zeznania, jeden wielki mętlik w głowie. Nie mogę się pozbyć poczucia winy, jakbym zrobiła coś złego - a to przecież on mnie krzywdził! Może to syndrom ofiar przemocy?
W domu panuje dziwna cisza. Nie będzie łatwo się do niej przyzwyczaić. I wcale nie śpię spokojnie, mam wrażenie, że zaraz wróci do domu i zrealizuje swoje groźby wobec mnie. Ale przecież jestem silna - muszę to to sobie wmawiać. Zrobiłam już tak wiele, aby skończyć tę gehennę, więc musi być tylko lepiej. Może nie tylko słońce, ale i tęcza rozjaśni niebo!

środa, 14 maja 2014

9.05.2014r

Życie to ciągła walka. Ręce opadają, gdy patrzę na bałagan, porozrzucane przedmioty po domu, czego szukali te pijaki, pewnie czegoś, co można by spieniężyć na tanie wino. Czuję, że brak sił na tę nierówną walkę, to robienie mi na złość na każdym kroku. Wybawieniem dla nas jest tylko otrzymanie mieszkania. Nawet nie chcę myśleć, że go nie dostanę. To ostatni dzwonek, inaczej nie wiem, co z nami będzie...
Mamy przecież jedno życie, jedną szansę, nie każdy potrafi ją wykorzystać, nieraz nie ze swojej winy, a niekiedy nie robimy nic na własne życzenie. A ja tak bardzo chcę żyć - ale tak naprawdę, a nie z dnia na dzień. Poczuć smak wolności osobistej, bez prześladowania, znać zapach kwiatów, zobaczyć i poczuć morską bryzę, otworzyć w ciepły dzień okno i najzwyczajniej popatrzeć na świat, poczuć zapach świeżej trawy... Tyle lat same zakazy, to jak więzienie!

czwartek, 8 maja 2014

6.05.2014r.

Mam wrażenie, że chorowanie w mojej rodzinie nigdy się nie kończy. Jak jednemu przechodzi, to drugi się zaraża. Ale tak to jest, gdy się przebywa w jednym pomieszczeniu, zarazki swobodnie się przemieszczają, a i ostatnie dni były chłodniejsze. Naprzeciw okna naszego pokoju rosną duże drzewa. Dziś obserwowałam latające nad nimi bociany, symbol szczęścia. Pomyślałam, że może to dobry omen dla naszej przyszłości, może jednak jeszcze wszystko się dobrze ułoży.

Ostatnie dwa dni, od czasu, gdy był na izbie wytrzeźwień, to nieustanna nerwówka. Jest opryskliwy, robi mi na złość, np. stuka po ścianach, odkręca wodę, aby więcej płacić, wywala wszystko pod nogi, abym sprzątała po nim, wykręca żarówki itp. Można by wymieniać wiele, ale po co. Najgorsze, że znalazł mój pozew. Nie spodziewałam się tego, był dobrze ukryty. Wyśmiał jego treść, ale się nie przejmuję. Nie chciał oddać, schował, ale jak go nie było, znalazłam. Ale byłam załamana, płakałam ze złości, myślałam, że go nie znajdę, że go zniszczył. Gdybym miała resztę dokumentów, to bym zaniosła do sądu. Przecież to chore, aby nosić wszystko przy sobie z obawy przed kradzieżą, utratą.


Chłopcy uzbierali trochę puszek aluminiowych, butelek. Sprzedaliśmy objazdowym złomiarzom, kupiliśmy dwa mleka i trzy chleby, a to przecież początek miesiąca. Oszczędzam, jak się da. Wiele produktów na świecie się marnuje, ludzie powinni mieć większą świadomość, że mogliby się przyczynić innym, przekazując swoje nadwyżki żywności czy też innych rzeczy. I wcale nie mam na myśli tylko siebie, swojej sytuacji. Jest wiele potrzeb i ludzi w trudniejszym położeniu, niż moje. Proszę pomyśleć o ciężko chorych, samotnych. Ja mam dzieci i zdrowe ręce, i choć rzeczywistość często mnie przerasta, to i tak Bóg jest dla mnie łaskawy.