czwartek, 8 maja 2014

6.05.2014r.

Mam wrażenie, że chorowanie w mojej rodzinie nigdy się nie kończy. Jak jednemu przechodzi, to drugi się zaraża. Ale tak to jest, gdy się przebywa w jednym pomieszczeniu, zarazki swobodnie się przemieszczają, a i ostatnie dni były chłodniejsze. Naprzeciw okna naszego pokoju rosną duże drzewa. Dziś obserwowałam latające nad nimi bociany, symbol szczęścia. Pomyślałam, że może to dobry omen dla naszej przyszłości, może jednak jeszcze wszystko się dobrze ułoży.

Ostatnie dwa dni, od czasu, gdy był na izbie wytrzeźwień, to nieustanna nerwówka. Jest opryskliwy, robi mi na złość, np. stuka po ścianach, odkręca wodę, aby więcej płacić, wywala wszystko pod nogi, abym sprzątała po nim, wykręca żarówki itp. Można by wymieniać wiele, ale po co. Najgorsze, że znalazł mój pozew. Nie spodziewałam się tego, był dobrze ukryty. Wyśmiał jego treść, ale się nie przejmuję. Nie chciał oddać, schował, ale jak go nie było, znalazłam. Ale byłam załamana, płakałam ze złości, myślałam, że go nie znajdę, że go zniszczył. Gdybym miała resztę dokumentów, to bym zaniosła do sądu. Przecież to chore, aby nosić wszystko przy sobie z obawy przed kradzieżą, utratą.


Chłopcy uzbierali trochę puszek aluminiowych, butelek. Sprzedaliśmy objazdowym złomiarzom, kupiliśmy dwa mleka i trzy chleby, a to przecież początek miesiąca. Oszczędzam, jak się da. Wiele produktów na świecie się marnuje, ludzie powinni mieć większą świadomość, że mogliby się przyczynić innym, przekazując swoje nadwyżki żywności czy też innych rzeczy. I wcale nie mam na myśli tylko siebie, swojej sytuacji. Jest wiele potrzeb i ludzi w trudniejszym położeniu, niż moje. Proszę pomyśleć o ciężko chorych, samotnych. Ja mam dzieci i zdrowe ręce, i choć rzeczywistość często mnie przerasta, to i tak Bóg jest dla mnie łaskawy.

1 komentarz:

  1. Szanowna Pani
    Czytam Pani bloga od początku i przyznam, że emocje jakie on we mnie wyzwala są trudne do opisania. Z jednej strony mam do Pani wielki szcunek za Pani heroizm i wytrwałość w zapewnianiu synom choć odrobiny normalności, a z drugiej czuję ogromną złość na tę całą sytuację i wiele aspektów tego, co dzieje się w Waszym domu nie mieści się w moim pojmowaniu.
    Nikt nie ma prawa traktować Pani i dzieci w ten sposób jak robi ten człowiek (nazwanie go "mężem" byłoby nieadekwatne), ale oczekiwanie, że nagle po 20 latach zrozumie swój błąd i wszystko się zmieni jest - proszę wybaczyć- naiwnością. Czy jemu jest źle w tym układzie? Ależ nie!!!!!! Każdy by chciał niczym się nie przejmować, nie płacić rachunków, a mimo to mieć wodę i prąd, nie wydawać pieniędzy na jedzenie, a i tak mieć podany obiad, brudzić i bałaganić, a za chwilę mieć wszystko posprzątanie a do tego traktować żonę jak się chce, a ona i tak z pokorą wszystko znosi, dba o dom i rodzi kolejne dzieci. Myślę, że czas powiedzieć sobie jasno (niezależnie od tego jak trudno to przyjąć) z jego strony nic się nie zmieni napewno - może być tylko gorzej, a schodzenie mu z drogi i poddawanie jego tyrani tylko jeszcze bardziej utwierdzi go w przekonaniu, że wszystko mu wolno.
    Nawet pewnie nie jestem w stanie sobie wyobrazić co Pani przeżywa i jak Pani ciężko, ale po lekturze kolejnych wpisów na blogu jednego jestem pewna - jest Pani klasycznym przykładem osoby współuzależnionej od alkoholu (Pani synowie zresztą napewno też) i mimo niezwykłej Pani postawy - sama Pani nie da sobie z tym rady, bo nikt w takiej sytuacji sam by nie dał. Wiem, że Pani syn korzysta z pomocy psycholoicznej - może jest też szansa by Pani z skorzystała z takiego wsparcia (u terapeuty zajmującgo się współuzależnieniem)?
    Przed świętami ucieszyłam się bardzo czytając, że zaraz po świętach zamierza Pani złożyć pozew rozwodowy, więc martwi mnie, że do tej pory się to Pani nie udało - jakie jeszcze dokumenty są potrzebne? Nie znam się na tym, ale zawsze wydawało nie sę, że po prostu składa sie wniosek, a wszystkie dodatkowe dokumenty dopiero w postępowaniu. Mam też nadzieję, że się Pani nie waha - każdy dzień dłużej z takim ojcem (nawet mimo najlepszej matki) jast niszczący dla pani synów. Paradoksalnie dzięki pani dbałości o dom i bohaterskiemu znoszeniu wyzwisk i agresji w głowach Pani synów zostanie nie tylko obraz Pani dobroci i troski, ale też to, że kobietą można poniewierać, a ona musi to z pokorą znosić. Pewnie obruszy się Pani w tym momencie, ale takie są fakty - jestem pewna, że wychowuje Pani synów najlepiej jak można i że oni Panią kochają, ale na to, co zostanie w ich umysłach z całej tej sytuacji nie ma Pani już wpływu.
    Strasznie długi wyszedł mi ten komentarz, ale tak długo zbierałam się do napisania go, że wiele refleksji mi się nazbierało. Reasumując - kibicuję Pani z całego serca, ale niepokoję się o to czy starczy Pani zdecydowania do dokonania zmiany. Pewna jestem, że podjęcie jakichkolwiek kroków w tej sytuacji jest koszmarnie trudne i martwię się, czy starczy Pani na to sił - tak bardzo żałuję, że nie mieszkam bliżej .
    Pewnie wiele osób czytających ten komentarz pomyśli: "siedzi sobie w przytulnym, ciepłym, bezpiecznym domku i się wymądrza" fakt, nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale może właśnie dlatego, że patrzę na nią z dystansu widzę to, czego Ewa w codziennej walce nie dostrzega.
    Trzymam za Panią kciuki i kibicuję z całych sił, aby starczyło Pani determinacji do dokonania najważniejszej i jednocześnie najtrudniejszej zmiany w swoim życiu.
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń