środa, 30 kwietnia 2014

30.04.2014r.

Kwiecień nie był dla nas zbyt łaskawy, może maj przyniesie więcej radości, wiążę z nim wiele planów, zmian w naszym życiu. Z każdym rozpoczynającym się miesiącem budzą się we mnie nadzieje na lepsze jutro, bo mam już dość ciągłego strachu, bycia traktowaną jak śmieć. Nieraz sama myślę, że jestem nic nie warta, ale to przez to, że wiele lat wmawiał mi to ten oprawca w skórze człowieka.
Przez cały tydzień pił, wyzywał, pluł na mnie, odgrażał się. Wczoraj i przedwczoraj była policja, udawał, że nie awanturuje się, a jak pojechali, to mnie wyśmiał, szarpał za włosy, uderzył w twarz, mam zasinione pod okiem. Nienawidzę go. Nie martwi się, że nie ma na chleb dla dzieci, a na wino mają alkoholicy. Narobię się przy dzieciach i jeszcze po pijakach muszę sprzątać. 
Wczoraj udało mi się po kryjomu nagrać jego wyzwiska. Nie ma tego zbyt wiele, bo jest bardzo czujny. Wpadłby w szał, jakby się dowiedział. Przy najbliższej okazji pokażę nagrania dzielnicowemu, bo świadków żadnych nie będzie. Nikt nie stanie w mojej obronie. Tu nadal jest aktualny stereotyp, że kobieta ma się podporządkowywać, że jak jest bita, to pewnie zasłużyła. Ale ja wytrzymam, nadejdą lepsze dni!

29.04.2014r.

godz. 20.34
Ostatnio mało piszę, jestem w nienajlepszej formie, ale myślę o Was wszystkich. Wiem, że jesteście myślami ze mną, mam świadomość, że każdy ma swoje problemy, że każdy z nas dźwiga swój krzyż, mój swoją wagę ma niemałą, ale dzięki Wam lżej kroczyć przez życie. Cieszę się, że mam tyle przyjaciół - wirtualnych, ale jesteście! I choć Was nie znam, to jesteście dla mnie ważni, mam nadzieję, że ja dla Was też!
Wstyd mi, że nie piszę o rzeczach miłych, przyjemnych, o radości z życia. W moim życiu po prostu nie ma nic pozytywnego, poza moimi chłopcami. Nie wiem, czy chcecie czytać o smutnej wciąż i nieszczęśliwej kobiecie, może to Was zasmuca, a tego bym nie chciała. 
Szymuś nadal choruje, jest markotny, budzi się często, ale jestem przy nim. Mamą będzie miał zawsze, mam nadzieję, że długo, że zdrowie pozwoli być z synami, bo nikt nie zna dnia i godziny, Boże, bądź z nami!

niedziela, 27 kwietnia 2014

26.04.2014r.

godz. 10.08
Przez ostatnie dwa dni zmagam się z bólem kręgosłupa. Synek nadal chory, mam zwykły syrop na gorączkę, ale mu nie przechodzi, wręcz doszedł brzydki kaszel.
Wczoraj naprzeciw mojego okna postawiono duży krzyż, niedługo majówki będą przy nim śpiewać. Choć nie będę mogła wyjść, to będę blisko, ważne, aby uczestniczyć duchem. 
Jutro dla nas, Polaków, niezwykłe przeżycie. Nasz Papież, niezwykły człowiek, zostanie Świętym.
Byłam blisko Papieża na pielgrzymce. Chodziłam do zawodówki, gdy przyjechał do Częstochowy. Wspaniałe wspomnienia! Wszyscy będziemy oglądać jutrzejszą kanonizację.
W domu napięta atmosfera. Nie wiem, czy powiedzieć, że złożę pozew w najbliższych dniach. Bardzo się boję reakcji... Może lepiej nie mówić - zawsze lepiej pospać choć 3-4 godziny, niż wcale. Od rana mam spokój, gdzieś polazł. 
Mam sporo prania, a jestem taka słaba, szczególnie pościel dzieci, przepocona od gorączki...
Chłopcy zobaczyli reklamę Pomysł na soczystego kurczaka, chcieli, abym im to zrobiła na obiad. I jak im tu wytłumaczyć, że musimy mieć przede wszystkim na chleb. Sam chleb na miesiąc to prawie 400 zł. Chciałabym zrobić im coś na ciepło, ale nie mam. Jest chłopcom przykro, ale rozumieją. Mam wyrzuty sumienia, jestem nienajlepszą mamą.
W dodatku Krystek chce jechać na wycieczkę szkolną, oczywiście ze swoim kolegą. Ale koszt to ok. 400 zł z kieszonkowym. Kogo na to stać, ten zwiedzi Warszawę. Ale marzenia można mieć, a nawet powinniśmy marzyć, przenosimy się wtedy w lepszy świat, rozwijamy wyobraźnię, jesteśmy szczęśliwi... To jedyna rzecz, której nikt nam nie zabroni!

23.04.2014r.

Godz. 19.39
Z samego rana byłam z najmłodszym synem u lekarza, gorączkował przez noc, ciężko oddychał, ma cieknący katar. Lekarz uznał, że to na tle alergicznym, wypisał leki. Przy okazji poprosiłam o zrobienie mi podstawowych badań, zrobiono mi ekg, pobrano krew, ciśnienie miałam zbyt wysokie. Ekg powtórzą za tydzień, bo dzisiejsze wskazywałoby na arytmię, muszą mieć pewność. Na osłabienie mam kupić lek. Czekając w kolejce strasznie się pociłam, co u mnie jest rzadkością. Było sporo ludzi, czułam ich wzrok na sobie, pewnie rozmawiali o mnie, dziwnie patrzyli... Może mi się wydawało, ja źle się czuję w większym gronie, odczuwam zagrożenie. Mam nadzieję, że kiedyś to przejdzie.
Chłopcy prawie usypiają, a ja czekam, co się wydarzy...

22.04.2014r.

godz. 19.34
Kiepsko się czuję, coraz więcej stresu, nie mam na nic sił, ciężko mi cokolwiek robić, wszystko jakieś szare i smutne, może mam depresję? Maluchy znów kaszlą i kichają, aby na oskrzela nie przeszło...
Patrzę na drzewo za oknem, niedawno jeszcze nie miało pąków, a teraz tak zielono, jakby ktoś dywan rozwinął. Chciałabym wyjść i iść przed siebie, nieważne dokąd, wypocząć, zapomnieć o całym złu tego świata, nie myśleć o wyzwiskach, które bardziej bolą psychicznie niż ból fizyczny. Wokół siebie mam ludzi, którzy piją, są wulgarni, wręcz prymitywni, jak patrzę na nich, to myślę, że może ze mną jest coś nie tak? Może to ja nie potrafię się do reszty dostosować? Nie, to niemożliwe, to ja jestem w niewłaściwym miejscu! Jeszcze potrafię odróżnić dobro od zła, racjonalnie myśleć.
W sobotę sprzątaliśmy grób Marlenki, zapaliliśmy znicz... To wciąż boli, to była moja ukochana córeczka, śliczna, uśmiechnięta, taką ją pamiętam!

wtorek, 22 kwietnia 2014

21.04.2014r.

godz. 17.50
No i tegoroczna Wielkanoc minęła. Tradycyjnie byliśmy w kościele, jak zawsze. Święta mieliśmy takie, jak zwykle. Ja i piątka synów, dwaj najstarsi spędzali ze mną mniej czasu, bo mają swoich kolegów. Ja, poza mszą, cały czas w domu. Oczywiście, pijaki piją, dla nich to norma, dwadzieścia lat to obserwuję. Nigdy nie mieliśmy prawdziwych Świąt. Teraz leży, śmierdzi najtańszym winem, jak się obudzi, pójdzie chlać. Wczoraj się wydzierał, dziś już nad ranem, przed piątą, wszystkich pobudził. Prosiłam, żeby choć dzieci nie musiały słuchać, jak mnie wulgaryzmami obrzuca, to mi powiedział, że niech słyszą, jaką matkę mają, że mi zakłada sprawę za pomówienia. Powiedziałam mu, żeby sam poszedł na terapię, bo jest chory. Twierdzi, że nie jest alkoholikiem, oszukuje sam siebie. Jak będzie na samym dnie, może zrozumie, jak zmarnował życie swoje i najbliższych!

godz. 19.52
Wyszedł, teraz szybko posprzątam i wywietrzę. Pomimo, że smutne były te świąteczne dni, to wewnątrz jestem taka radosna, uduchowiona. Od chwili, kiedy usłyszałam w telewizji, jak pewien brytyjski ksiądz pięknie wykonał pieśń Alleluja L. Cohena, to bez przerwy ją nucę. Zaśpiewał to tak pięknie, perfekcyjnie, że bardzo bym chciała móc słuchać i słuchać... Bardzo lubię tego typu muzykę, refleksyjną, nostalgiczną... może dlatego, że jestem romantyczką i wrażliwą osobą.

19.04.2014r.

godz. 10.45
Dwa ostatnie dni były bardzo nerwowe. Po mojej wizycie u wójta stał się nadmiernie podejrzliwy, powiedział, że będzie mi utrudniał każde moje poczynania, wyzywa okropnie. Czuję się zaszczuta z każdej strony. Jego pijany brat mnie nawyzywał, nie życzę tego nikomu. A po Świętach będzie jeszcze gorzej, po Świętach złożę pozew. Co zrobi, jak go przeczyta, nie wiem. Pewnie będzie układał plan, jak mnie skompromitować. 
Dziś pójdziemy poświęcić pokarmy. Nie ma tego wiele, ale nie to jest najważniejsze. Życzę wszystkim zdrowia, abyście rodzinnie spędzili Święta i wypoczęli, oby Wam się spełniły marzenia, zostańcie z Bogiem!

czwartek, 17 kwietnia 2014

16.04.2014r.

godz. 19.52
Wczoraj byłam spięta, denerwowałam się przed dzisiejszym spotkaniem w sprawie mieszkania (bo okazuje się, że nie wszystko stracone i że mam szanse na mieszkanie od gminy!). Ale choć jestem zmęczona, to jednocześnie zadowolona, bo będzie dobrze! Wójt jest po mojej stronie, przekonał się, że naprawdę trzeba nam pomóc. Będzie lokal, jeszcze trochę cierpliwości, za miesiąc powinni ukończyć remonty. Wlał mi w serce dużo otuchy, myślę, że to porządny człowiek!
Wiele też się dowiedziałam - proszę sobie wyobrazić, że ten mój chłop był w gminie i nagadał bzdur, że u nas zgoda, że już nie chcę się wyprowadzać. Ale się na nim poznali. Toczy się przeciw niemu sprawa, akta są w prokuraturze, chcą odwiesić mu wyrok, biorą też pod uwagę leczenie odwykowe. Nic mu nie mówiłam, bo wpadłby w szał, a chcemy mieć spokój przez Święta. Poza tym nie pokazuje się wrogowi swoich kart! Oddycham spokojnie!

wtorek, 15 kwietnia 2014

14.04.2014r.

godz. 22.26
Gdy nadchodzi noc, a dzieci śpią, to kłębią się w mojej głowie różne myśli, przemyślenia, cała filozofia świata, gdy patrzę na te cztery ściany, wsłuchuję się  w tą ciszę przed burzą. Zrozumiałam dziś, że muszę liczyć sama na siebie, że nikt za mnie nic nie zrobi. Boli tylko, że liczyłam na pewne osoby i zawiodłam się. Chodzi o pewnego rodzaju protekcję, choć może to niewłaściwe określenie. Deklaracji pomocy w walce z gminą o mieszkanie było wiele, a jak trzeba zmierzyć się z problemem, wspomóc, to nikt nie ma czasu i możliwości. Może nie chcą się narażać, może wiedzą coś więcej. Ale ja też mam swój honor i nie będę nikogo niepokoić i zajmować swoją osobą. Póki sił, póty nadziei!

13.04.2014r.

godz. 21.28
Odnalazła się czarna owca. Ponoć był na wytrzeźwiałce, bo ubliżał komuś pod sklepem. Dobę mieliśmy spokój. Dziś pewnie nadrobi, na izbie nie miał się na kim wyżywać, a w domu można bezkarnie. Dzieci śpią, mimo odgłosów balangi za ścianą. Nie miałam chleba na kolację, zrobiliśmy kopytka. Jest ciężko, ale wtedy rozmawiamy o naprawdę głodujących dzieciach, to bardzo przykre, a chłopcy cieszą się z tego, co mają, oby zdrowym być!

godz. 22.02
Była u nas pani kurator na wywiadzie. Powiedziałam, że pije, nadal mnie dręczy. Powiedziałam, gdzie jest, ale nie poszła porozmawiać z nim. Była w sprawie mieszkania dla mnie u wójta, ale konkretnej odpowiedzi nie otrzymała. Prawdopodobnie w środę będę u wójta, nie dam się zwodzić, muszę dostać szczerą odpowiedź - tak czy nie. Tak dłużej żyć się nie da, to odbija się na moim i chłopców zdrowiu. Powinniśmy cieszyć się życiem, czerpać z niego, a nie przeczekiwać je.

12.04.2014r.

godz. 18.03
Sobota powoli mija. Jeszcze tylko wykąpać dzieci. Zrobiliśmy śliczną palemkę, bo jutro ważny dzień. Dzieci zawsze robią same, bo kupne nie mają takiego uroku, a poza tym w każdym listku, kwiatuszku, bazi zostawiają swoje życzenia, nawet mi ich nie zdradzają. Nie wiem, gdzie podziewa się ich ojciec, od wczoraj nie wrócił. Niby nie obchodzi mnie to, ale nie życzę mu źle, choć tyle krzywdy mi wyrządził. Chłopcy nie pytają o niego, mamy spokój.

piątek, 11 kwietnia 2014

11.04.2014r.

godz. 19.32
Pogoda sprzyja nostalgii, smutkowi i ogólnie nie najlepsze samopoczucie. Oglądam pęcherze na dłoniach, to od prania w wannie, a dziś miałam dużą przepierkę. Od rana nie miałam przyjemności widzieć tego typa. Przepraszam, jeśli kogoś obrażam swoim słownictwem i ironią, ale nieraz po prostu tak muszę, jestem tylko człowiekiem, ale choć mi ciężko, to staram  się myśleć pozytywnie. Powtarzam sobie, że jak doszłam tak daleko, to dam radę, meta blisko!

godz. 20.25
Niedługo Wielkanoc, większość z Was myślami pewnie jest już przy świątecznym stole, z rodziną, bliskimi. Ja zawsze jestem w każde Święta tylko z chłopcami. Nikt nas nie odwiedza, ani my nigdzie nie wyjeżdżamy. Lubię patrzeć, jak ludzie się jednoczą, wspólnie jedzą, śmieją się. Patrzę w ekran telewizora i marzę, że i u mnie też tak kiedyś będzie. Jak będę na swoim, zrobię wszystko, aby się spełniło!

czwartek, 10 kwietnia 2014

10.04.2014r.

godz. 22.08
Boję się wychodzić z domu. Chciałam tylko kupić chleb. Ludzie są źli, siedzą pod sklepem i obgadują. Pijane kobiety przewróciły mnie na betonowej posadzce, to znajome mojego męża, bałam się, że mnie pobiją. Wyrwałam się, a wszyscy śmiali się, że płaczę. Upokorzyli mnie. Sklepowa udała, że nic nie widziała. Czy ja jestem niewarta szacunku? Nikomu nie zrobiłam nic złego, a z każdej strony cios. Już nieraz nie ma siły. Życie, choć piękne, tak kruche jest, wystarczy chwila, by stracić je!
Prawie cały dzień nie mogłam się uspokoić, a i nocy pewnie nie prześpię. Moje życie, mam wrażenie, że to jedna wielka porażka, walka z wiatrakami. Nie uważam się za lepszą od innych, ale nieraz myślę, że ludziom brakuje empatii, zwykłego człowieczeństwa, a i czasem rozumu. Przerażające jest to, że tak im jest dobrze!

środa, 9 kwietnia 2014

9.04.2014r.

godz. 16.14
Dzisiaj zimno, ale trochę ogrzałam dom. Nie piszę zbyt wiele, bo nadal źle się czuję, a na dodatek zmokłam. Wczoraj nic nowego, jak zwykle wyzwiska, porozrzucane butelki, pety. Miał pretensje, że nie ma kawy, mięsa do obiadu. Jak my sami nie jemy, bo za co kupić. O Świętach nawet nie myślę, nie zrobię zakupów. Oby zdrowie było, to przecież czas refleksji, modlitwy, to nas cieszy!

Dziś  piją u brata, klną na cały blok, wyzywają się nawzajem, jeden drugiemu za dużo wypił, co za ludzie! Brak słów, jak nisko można upaść!

godz. 18.53
Mam duszności, zbliża się noc, więc to przez strach, ciężko mi się oddycha. Chłopcy szykują się do spania, jeszcze tylko poczytam książkę, lubią słuchać, a ja błądzę myślami, nasłuchuję, czy czasem nie wlecze się dopity lub, co gorsze, niedopity, bo wtedy szuka nie wiadomo czego, ale trzeba to przetrwać.

8.04.2014r.

Położyłam się i patrzę przed siebie, na wędrujące, szare chmury. Chcę trochę odpocząć, od rana chwili wytchnienia, najpierw jeden nauczyciel, potem drugi, a i inne obowiązki na mojej głowie. Dzisiejsza noc ciągnęła się, jakby końca miała nie mieć. Nie mogłam ani leżeć, ani siedzieć, bardzo dokuczał mi żołądek. Staram się nie okazywać bólu, aby chłopcy się nie martwili. Dziś poczytam im książkę "Tajemniczy ogród", w sam raz dla nich. Do zamknięcia sklepu spokój!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

7.04.2014r.

godz. 6.07
Na dworze już jasno, od dawna nie śpię. Niewygodna pozycja to znów ból karku - nie da się wyspać na siedząco. Już było po północy, gdy usnął. Myślałam, że do rana da mi spokój, ale nie byłby sobą, gdyby nie zaczął drzeć się i wyzywać. Jak ja go nienawidzę! Boże, wybacz mi, to ciężki grzech, ale ja nieraz nie daję rady. Co dzień mi grozi, wymyśla coraz to innych facetów, z którymi według niego się spotykam. Przeraża mnie to, że nieraz mam ochotę go udusić, jak śpi... Ale potrafię myśleć racjonalnie, muszę pamiętać o dzieciach, kto by się nimi zajął. To prawda, że słowa bolą bardziej. Chciałabym, żeby kiedyś i jego ktoś tak potraktował jak on mnie, może wtedy zrozumiałby, co miałam z życia, jak bardzo mi je zmarnował! Twierdzi, że chcę rozdzielić rodzinę  - przecież dawno już nie ma nawet namiastki domu, rodziny! Tu trzeba się ratować, dzieci zasługują, aby mieć spokój, normalne dzieciństwo!

godz. 19.24
Dzień powoli mija. Jestem osłabiona, coraz gorzej znoszę te nieprzespane noce, wysłuchiwanie wyzwisk, a przecież przy dzieciach mam sporo pracy. Nie byliśmy dziś nazbierać opału, dziś nie miałam siły. Może jutro będę czuła się lepiej. Na szczęście chłopcy są już zdrowi, tylko Szymuś bladziutki...
Czy dziś odpocznę? Tego nie wiem. Wstyd mi, że tak się żalę, ale lżej mi, gdy wyrzucę to z siebie. Wiem, że inni mają ciężej. Jestem ziarenkiem w piaskownicy zła, tylko okruchem!

6.04.2014r.

godz. 7.40
Dzień wita nas chmurami i chłodem. Od ranka bardzo źle się czuję, jestem osłabiona, paznokcie same mi się łamią. To anemia, mam ją często, muszę znów wziąć receptę.
Noc nie była spokojna. Dzieci na szczęście spały, nie obudziły ich pijackie jęki. Pół nocy wył i bełkotał sam do siebie, może wątroba go bolała. Szukał czegoś po szafkach w kuchni, stukał, wywalał na podłogę. Już posprzątałam, póki maluchy śpią.
Zawsze rano robię w głowie plan dnia, choć najczęściej nic nie układa się tak, jak zaplanuję, bo w tym domu wszystko może się zdarzyć. Chciałam pójść do kościoła, zawsze chodzimy na 12-tą, ale chłopcy jeszcze całkiem nie wyzdrowieli. Myślę, że wielkiego grzechu mieć nie będę, zdrowie najważniejsze.
Nocą rozmyślałam o etapach mojego życia, to smutne, normalni ludzie mają co najmniej kilku przyjaciół, znajomych ze szkoły, pracy, życzliwych sąsiadów, a ja przez te wszystkie lata  byłam sama, duchowo oczywiście. Jestem z tym człowiekiem ponad 20 lat , a tak naprawdę w ogóle się nie znamy, nigdy nie rozmawialiśmy tak normalnie, nigdy mnie w niczym nie wspierał, nawet po śmierci córeczki przy jej grobie nie byliśmy razem. Każde z nas cierpiało po swojemu, tak, jakbyśmy żyli w dwóch różnych światach, fizycznie niby razem, ale poza tym wielka przepaść. Na pewno nie jesteśmy przysłowiowymi dwiema połówkami jabłka. Nic nas nie łączy prócz dzieci, jesteśmy tak różni, czemu los nas połączył?
Może moim zadaniem było go zmienić, ale nie potrafiłam, bo go nie poznałam, bo sam tego nie chciał. Dwoje ludzi, dwie różne tragedie!

godz. 17.46
Codzienność, dla każdego z nas to coś innego. Dla jednych to praca, rodzina, wspólny posiłek, dla innych zmagania z chorobą, walka o każdy oddech, to modlitwa, która pomaga przetrwać, szczególnie wtedy, gdy wykorzystaliśmy wszystkie możliwości. Gdy mamy dobre, udane życie, gdy najbliżsi nas wspierają, to cieszy nas ta codzienność, jaka by ona nie była, bo wiemy, że razem damy radę. Ale gdy jesteśmy osamotnieni, to brakuje nam wiary, mały problem urasta do ogromnych rozmiarów, często nie możemy znaleźć wyjścia z różnych sytuacji. Tak jest ze mną. Sama ze wszystkim nie dam sobie rady, ale myśl, że tylu dobrych, szczerych ludzi wierzy, że nam się uda, dodaje mi siły. Czuję energię, którą mi przesyłacie, muszę tylko nauczyć się ją czerpać, a będzie lepiej!

sobota, 5 kwietnia 2014

5.04.2014r.

godz. 8.06
Ranek dziś był zimny, był przymrozek. Póki maluchy spały, naniosłam opału. Trzeba nagrzać wody do prania i mycia. Teraz bawią się samochodzikami. Kaszlą. Kupiłam syrop prawoślazowy, jest dużo tańszy od tych reklamowanych i co ważne - skuteczny!
Wschód słońca był piękny. Nie spałam, gdy z widnokręgu czerwona kula przesuwała się na bezchmurne niebo. 
Pijaki jeszcze śpią, słychać jak charczą i chrapią. Nie było czym oddychać, trzeba było wietrzyć. Tacy niczym się nie martwią, żyją chwilą. Trochę mi żal takich ludzi, tak wiele tracą...

godz. 15.54
Jak niewiele potrzeba, aby choć na trochę zapomnieć o przykrościach, o fizycznym bólu - to uśmiechy na buźkach moich małych mężczyzn. Czują się już dużo lepiej. Wczoraj dokupiłam leki. Będzie dobrze. Cały czas jestem przy nich, boją się, że gdybym wyszła, to ich tata mógłby pijany przewrócić się na nich lub oparzyć papierosem. Na razie go nie ma, ale nigdy nie wiadomo, kiedy się wtoczy.

godz. 18.16
Ja o mało co a oberwałabym butelką po piwie, naprawdę dzieliły mnie centymetry od poranienia! Kłócił się z bratem i to on miał mieć tę butelkę na głowie - w nieodpowiedniej chwili weszłam zrobić herbatę. Przecież nie możemy pół dnia nie jeść i nie pić, bać się wyjść z pokoju, bo pijaki są. Ja często trzymam mocz, bo boję się go rozzłościć skorzystaniem z toalety, czekam jak wyjdzie lub uśnie, a i wtedy na palcach chodzę - jak go coś obudzi, jest nieprzewidywalny! Och, życie...

godz. 20.15
Coraz częściej myślę o upływającym czasie, dzieci rosną, lata mijają, mam mało czasu a chciałabym jeszcze coś zrobić dla siebie, coś osiągnąć, mam trochę marzeń i co najważniejsze-ambicje, pójść do szkoły, założyć sukienkę, od wielu lat nosze tylko spodnie, opalić się latem, po prostu poczuć się człowiekiem, kobieta, marnuje godzinę za godzina, dzień za dniem a przecież młodość dawno minęła, chcę zdążyć, żyjemy tylko raz! 

piątek, 4 kwietnia 2014

4.04.2014r.

Wiosna ma smak tęsknoty - taka refleksja, czekamy na coś lepszego, nowego w życiu, tak jak trawa, która swą zielenią, świeżym kolorem i zapachem napawa nas nadzieją, tak i ja czekam jak ta roślinka, aby wzrastać ku słońcu!

Do wieczora mamy spokój. Po powrocie od pani psycholog miałam sporo pracy, trzeba było uprzątnąć - przepraszam za wyrażenie - zarzyganą łazienkę, było też trochę szkła, wnętrze lodówki zdemolowane, połamane plastiki... Ale najważniejsze, że nie było sprawcy. Zależy mi tylko na ciszy, zdrowiu dzieci, wszystko inne można kupić lub obyś się bez czegoś. Wieczór chłodny, wczoraj w pokoju mieliśmy cieplej, nie miałam już siły iść po chrust, jutro napalę. Poza tym nie chcę zostawiać chłopców samych, a ze mną nie mogą iść, bo cała gromadka gorączkuje. Pojadły rosołek i oglądają książeczki, Krystek czyta gazetę sportową, a ja zbytnio pewnie nie odpocznę, bo różnie może być. Często myślę, czy ja będę umiała żyć normalnie, czyli normalnym rytmem, bez jego oddechu za sobą... Pewnie minie sporo czasu, aby się zasymilować z samą sobą i otoczeniem... Trzeba się modlić i czekać!

czwartek, 3 kwietnia 2014

3.04.2014r.

godz. 9.18


Noc minęła spokojnie. Wreszcie pospałam kilka godzin. Wrócił nad ranem z opróżnioną butelką, po ósmej poszedł z bratem pod sklep. Dobrze, że ma na tyle honoru i nie przeszkadza, jak przyjeżdżają nauczyciele.
Mój mały pacjent czuje się lepiej. Mnie bolą plecy, jak zasnęłam, to zsunęła mi się poduszka z oparcia fotela i twarda deska spowodowała, że czuję się fatalnie.
Przed chwilą, sprzątając łazienkę, usłyszałam dźwięk tłuczącego się szkła i przekleństwa. Potłukło im się wino na schodach, muszę to sprzątnąć, bo przecież różni ludzie chodzą. 
Dziś zrobię dzieciom naleśniki na obiad, bo szczerze mówiąc, nie mam nic w lodówce.
Ale wyszło słonko i od razu robi się weselej!

godz. 13.59
Dzień powoli przemija, patrzę z głębi pokoju, jak biegają dzieci, dorośli spacerują... Zazdroszczę im tej naturalnej radości, wigoru, bo ja czuję się taka bez życia w sobie. Mały zjadł leki, śpi. Ze szkoły zaraz wróci starszy. Krystian próbuje odrobić zadanie z angielskiego. Niby normalne życie. Niby!

godz. 17.16
Zbliża się wieczór, automatycznie robię się bardziej nerwowa, szybszy oddech, drżenie rąk, ból żołądka, nerwowe wsłuchiwanie się w otoczenie, jak coś zaskrzypi lub stuknie, to mało zawału nie dostaję. Powykręcał korki od prądu i gdzieś polazł. Dziś dzieci nie obejrzą bajki. Dobrze, że długo jest widno na dworze, zimą często siedzieliśmy przy świeczce. Nam prądu żałuje, a jego brat ciągnie z naszego licznika - a płacę ja. Może niedługo się to skończy!

godz. 23.04
Popołudnie minęło spokojnie, promienie słońca ogrzały nam pokój. Nie palę już w piecu, bo nie mam opału. Połowa drewna mi zginęła. Aby nagrzać wodę, zbieramy patyki, szyszki. Radzimy sobie. Za puszki i butelki po pijakach Radzio kupił od kolegi używane rolki, dziś patrzyłam, jak jeździ po chodniku. Krystek wolałby rower. Kiedyś mu kupię!
Pan i władca wrócił, jak tylko zamknęli sklep, więc poszli pić naprzeciwko - ot, taka całodobowa "karczma". Oby do rana!

środa, 2 kwietnia 2014

2.04.2014r.

godz. 15.48
Od rana miałam sporo do zrobienia, najpierw lekarz, potem szybko do domu, bo nauczyciel był, następnie trzeba było jechać wykupić receptę, leki na anginę - duomox plus krople do ucha, tabletki osłonowe, witaminy... Radziowi rozwaliły się buty w szkole na SKSach, kolejny wydatek...

godz. 16.04
Jest cicho, dom jakby zamarł, od rana spokój. Gdzieś polazł, gdy wieszałam pranie. Postałam chwilę na słońcu, gdyby był w domu, to nie mogłabym sobie na to pozwolić.
Zaraz odrabiamy lekcje, no i małemu poczytam bajeczki, bo jak mówi "szybciej wyzdrowieje!"

godz. 22.11
Popołudnie było burzliwe, ale nie w pogodzie, tylko sytuacja domowa była nie do wytrzymania. Moje prośby o ciszę nie trafiały do słaniającego się pijaka. On już nawet zaczął nas mylić, nieraz nas nie rozpoznaje. Teraz na szczęście go nie ma. Gdy w domu jest chore dziecko, to powinien zrozumieć i dać nam spokój. Zniszczył, waląc o ścianę, krzesło. Nie martwił się, że może kogoś z nas zranić. Pewnie nie myślał. Wątpię w to, czy on jeszcze ma czym myśleć, szare komórki już pewnie zniszczył alkohol. 
Chłopcy niedawno usnęli, może ich dziś nie obudzi, może wróci nad ranem... Każda godzina spokoju bezcenna!

2.04.2014r., godz. 5.54

Nie spałam, zawsze czuwam, żeby jak wróci, nie wywalił się na śpiące dzieci i czy nie przywlókł czegoś. Kiedyś przyniósł siekierę, postawił przy drzwiach, bałam się. 
Martwi mnie jedno, a mianowicie to, że jak chłopcy będą kiedyś wracać wspomnieniami do dzieciństwa, to nie uśmiechną się, nie pomyślą, że było fajnie być dzieckiem... Będę próbować wymazać to, co złe, ale się nie da. Wiem to z własnego doświadczenia, zapominamy częściej te miłe zdarzenia, te złe jak korzenie wrastają w pamięć!

wtorek, 1 kwietnia 2014

Dzień minął. Można by powiedzieć, dzień jak co dzień. Niespodziani żadnej nie było, nic dobrego mnie nie spotkało, a może inaczej, przecież samo to, że nic złego nie stało się moim dzieciom, to już jest szczęście - czyli dzień szczęśliwy! Mi nawyrywał trochę włosów, ale to ni, mam ich dużo. Jutro pójdę do lekarza, najmłodszego bolą uszy i gardło. Ja muszę się trzymać dla dzieci, wierzę, że los będzie dla nas łaskawy!

1.04.2014r. godz. 15.19

Cieszę się, że przed przyjazdem pierwszego nauczyciela zdążyłam posprzątać puszki, butelki, pety i wyniosłam mokry dywan śmierdzący moczem. Teraz piją naprzeciwko, słyszę ich głosy. 
Mam strasznie podkrążone oczy, to życie w ciągłym strachu mnie wykańcza...
Na dworze ładna pogoda, patrzę, jak maluchy bujają się na huśtawce. Krystek odrabia lekcje. 
W kuchni ściany są pooblepiane makaronem i sosem, nie smakował mu obiad. Nie mam siły już sprzątać, zebrałam tylko szkła, żeby dzieci się nie poraniły. Na razie śpi. Jak popiorę to resztę sprzątnę, bo jak się wyśpi, to znowu zabroni używać wody, więc nawet herbatę przygotuję za zapas, żeby było się czego napić.

1.04.2014r

Nad ranem obudziło mnie straszne rzężenie. Poszłam sprawdzić. Leżał na środku kuchni i jakby się dusił. Przez chwilę miałam ochotę go tak zostawić, za wszystkie nasze krzywdy, za to, że wczoraj mnie opluł, kopnął. Ale nie potrafię, przecież to człowiek, przewróciłam go na bok. 
Po chwili żałowałam, że mu pomogłam, bo przebudził się, zwyzywał. Patrzyłam na niego z politowaniem, jak tak leżał w w brudnym, cuchnącym moczem ubraniu...