poniedziałek, 7 kwietnia 2014

6.04.2014r.

godz. 7.40
Dzień wita nas chmurami i chłodem. Od ranka bardzo źle się czuję, jestem osłabiona, paznokcie same mi się łamią. To anemia, mam ją często, muszę znów wziąć receptę.
Noc nie była spokojna. Dzieci na szczęście spały, nie obudziły ich pijackie jęki. Pół nocy wył i bełkotał sam do siebie, może wątroba go bolała. Szukał czegoś po szafkach w kuchni, stukał, wywalał na podłogę. Już posprzątałam, póki maluchy śpią.
Zawsze rano robię w głowie plan dnia, choć najczęściej nic nie układa się tak, jak zaplanuję, bo w tym domu wszystko może się zdarzyć. Chciałam pójść do kościoła, zawsze chodzimy na 12-tą, ale chłopcy jeszcze całkiem nie wyzdrowieli. Myślę, że wielkiego grzechu mieć nie będę, zdrowie najważniejsze.
Nocą rozmyślałam o etapach mojego życia, to smutne, normalni ludzie mają co najmniej kilku przyjaciół, znajomych ze szkoły, pracy, życzliwych sąsiadów, a ja przez te wszystkie lata  byłam sama, duchowo oczywiście. Jestem z tym człowiekiem ponad 20 lat , a tak naprawdę w ogóle się nie znamy, nigdy nie rozmawialiśmy tak normalnie, nigdy mnie w niczym nie wspierał, nawet po śmierci córeczki przy jej grobie nie byliśmy razem. Każde z nas cierpiało po swojemu, tak, jakbyśmy żyli w dwóch różnych światach, fizycznie niby razem, ale poza tym wielka przepaść. Na pewno nie jesteśmy przysłowiowymi dwiema połówkami jabłka. Nic nas nie łączy prócz dzieci, jesteśmy tak różni, czemu los nas połączył?
Może moim zadaniem było go zmienić, ale nie potrafiłam, bo go nie poznałam, bo sam tego nie chciał. Dwoje ludzi, dwie różne tragedie!

godz. 17.46
Codzienność, dla każdego z nas to coś innego. Dla jednych to praca, rodzina, wspólny posiłek, dla innych zmagania z chorobą, walka o każdy oddech, to modlitwa, która pomaga przetrwać, szczególnie wtedy, gdy wykorzystaliśmy wszystkie możliwości. Gdy mamy dobre, udane życie, gdy najbliżsi nas wspierają, to cieszy nas ta codzienność, jaka by ona nie była, bo wiemy, że razem damy radę. Ale gdy jesteśmy osamotnieni, to brakuje nam wiary, mały problem urasta do ogromnych rozmiarów, często nie możemy znaleźć wyjścia z różnych sytuacji. Tak jest ze mną. Sama ze wszystkim nie dam sobie rady, ale myśl, że tylu dobrych, szczerych ludzi wierzy, że nam się uda, dodaje mi siły. Czuję energię, którą mi przesyłacie, muszę tylko nauczyć się ją czerpać, a będzie lepiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz