sobota, 1 marca 2014

21.02.2014r.

Wiele złego przeszłam w swoim życiu. Nie wiem, czy każdy by to wytrzymał psychicznie. Jako dziesięciolatka bardzo przeżyłam tragiczną śmierć starszego brata, gdy byłam nastolatką drugi brat odszedł w ten sam sposób, a  będąc już dorosłą kobietą, straciłam trzeciego młodszego brata, a siostra i ojciec zmarli na raka. To wszystko bardzo mnie zmieniło, wpłynęło na moją psychikę. Pomimo tego, że nie było między nami takiej prawdziwej, rodzinnej więzi, bo w rodzinnym domu relacje były chłodne, to wiele nocy przepłakałam, tęskniłam za nimi. Wtedy też czułam żal do Boga, rozgoryczenie. Dlaczego tyle nieszczęść naraz, dlaczego to mnie spotyka? Wiele pytań, a żadnej odpowiedzi. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będzie gorzej, że najbardziej będę cierpiała, mając 25 lat, gdy stracę jedyną swoją małą córeczkę…
Pomimo tego, że od Jej tragicznej śmierci minęło 15 lat, to ból jest ten sam, bardziej w sercu, niż na zewnątrz, bo łez już brakuje. Często myślę, że jakby znów zdarzyło się cos złego, to nie dałabym już rady, a z drugiej strony myślę, że muszę być silna i wytrzymam wszystko, skoro tyle przeszłam, to co może mnie spotkać gorszego…
Teraz najważniejsze są dla mnie moje dzieci, ich zdrowie, bezpieczeństwo. Pewnie mają często mi za złe, że jestem nadopiekuńcza, często o nich niespokojna, ale to jest już we mnie, nie potrafię inaczej myśleć, funkcjonować. Często myślę o swoim dzieciństwie – o mnie nikt się nie martwił, nie pilnował, gdzie jestem, z kim się bawię… Pamiętam dzień, kiedy jako dziewięciolatka topiłam się w jeziorze. Pomogła mi wtedy jakaś dziewczyna. Nikt nawet o tym nie wiedział. Czy to była jakaś przestroga? Czy to był znak, że tak zginie moje dziecko? Wiele jest pytań i domysłów w mojej głowie. Nie potrafię o tym wszystkim nie myśleć. Często śni mi się jeden i ten sam sen od lat, chodzę po jakiejś miejscowości, jest ciemno, widzę tylko światła latarni, a ja zaglądam do okien domów, a w głowie mam pytanie, gdzie są moje dzieci??? To bardzo ciężki sen, budzę się zmęczona, wyczerpana. Nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć, co ten sen może oznaczać, bo pewnie nic dobrego. Im więcej proszę Boga, aby już mi się to nie śniło, tym częściej ten koszmar przychodzi. Wiem, że jako osoba wierząca, chodząca do kościoła, nie powinnam wierzyć w sny, przesądy itp., ale to moja podświadomość często steruje moimi myślami, obawami. Mam nadzieję, że Bóg mi to wybaczy i rozgrzeszy. Bardzo długo „miałam żal do Boga”, że zabrał „coś mojego”, ale zrozumiałam, że wszystko, co mamy, należy do Niego i od Niego, że dzieci też nie są naszą własnością. Chociaż mnie to bardzo boli, to wiem, że kiedyś spotkam się ze swoim dzieckiem. Gdybym w to nie wierzyła, pewnie dawno bym zwariowała.
Gdy dwa lata temu brałam udział w kursie komputerowym, mieliśmy pytanie o swoim największym marzeniu, takim jednym życzeniu. Ja napisałam, że chciałabym, aby czas cofnął się do dnia 9. lipca 1999r. godz. 18.00. Nikt nie wiedział, dlaczego, uczestnicy chcieli wygrać w lotto, wyjechać w daleką podróż, być modelką, znaleźć bogatego partnera itp. Wiem, że oni mają realne szanse spełnić swoje marzenie, a moje to tylko fantastyka. Ale takie właśnie ono jest.

Cóż, życie toczy się do przodu, nie można „przewinąć taśmy” do tyłu  i zacząć od nowa. Gdyby tak było, nie pisałabym tego, co piszę teraz, byłabym inna, szczęśliwa i uśmiechnięta. Nie wszystko jednak wspominam smutno. Był czas, kiedy byłam wesoła i beztroska, i myślę nawet, że troszkę zakochana. Miałam tylko szesnaście lat, więc to było pierwsze zauroczenie. Niespodziewana miłość w drodze do szkoły. Miał na imię Tomek, byliśmy równolatkami, dojeżdżaliśmy do zawodówki jednym autobusem. Nigdy nie byłam osobą towarzyską, nie miałam wielu znajomych, skupiałam się zawsze na nauce, bo naprawdę to lubiłam, nie wiedziałam, że „ktoś” mnie obserwuje, że „komuś” się podobam, nie miałam ani ładnych ciuchów itp., bo pochodziłam z biednej rodziny. Byłam bardzo speszona, gdy Tomek, też bardzo nieśmiały, po prostu położył mi na kolana list w różowej kopercie i wysiadł z autobusu. Potem dostawałam jeszcze wiele takich różowych kopert. Byliśmy razem na pielgrzymce do Częstochowy, gdy Papież był w Polsce, wraz z grupą innych uczniów. Wspominam te czasy z uśmiechem, to jedyne lata beztroski i moja zmarnowana szansa na inne życie. Bardzo bym chciała jeszcze go kiedyś spotkać, zapytać, jak ułożył sobie swój świat, czy jest szczęśliwy. Mam nadzieję, że tak, bo był fajnym chłopcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz